- Mamo! Jak mogłaś?
- Co "jak mogłam"? Rozpakowuj torby! Pranie trzeba wstawiać. Po dwóch tygodniach w Egipcie wszystko musi iść do pralki.
- Ale jak mogłaś?! - wciąż miała pretensje, ale otworzyła swoją walizkę i zaczęła segregować rzeczy do prania.
- Od lotniska tylko "jak mogłaś, jak mogłaś..." - gdyby Anka była bardziej spostrzegawcza dostrzegłaby, że matka udała doskonale głos i mimikę córki - wielkie mi mecyje. Chyba mu się od tego nie wymydlił?!
- Ale mnie zdradził! Oszust jeden! Obydwoje mnie oszukiwaliście!
- Po pierwsze cię nie zdradził, bo to nie zdrada, a po drugie, to dlaczego włożyłaś swój ręcznik kąpielowy do mojej torby?! Mało miałam swoich rzeczy do dźwigania?
- Chyba się nie podźwignęłaś ciągnąc ją na kółkach z taksówki do windy? Bo do samolotu i tak wszystko dźwigał Roman. - Anka ze złością trzasnęła pokrywką walizki
- Widzisz? - matka rozłożyła ręce w geście całkowitej szczerości - Złoty chłopak!
- Złoty chłopak? Złoty chłopak??? - rzuciła w matkę ręcznikiem - Tylko nie umie wuja w spodniach utrzymać! I, jak widać, ty też włożyłaś do mnie swój ręcznik!
Janina zręcznie złapała ręcznik lecący w jej stronę.
- Po pierwsze, to nie wyrażaj się, a po drugie może dlatego nie mógł utrzymać, bo mu loda nigdy nie chciałaś zrobić!
- Co??? Tak ci powiedział oszust jeden? A to oszust! Nie raz mu robiłam, lepiej niech nie łże, pieprzony zdrajca!
Ze złością złapała białe koszulki, bieliznę i wybiegła do łazienki. Jeszcze stamtąd wołała:
- Ja mu loda nie robiłam? Ja??? - oburzenie było słychać w pokoju - Następnym razem mu odgryzę!
Janina, też kończyła wybierać białe z całej kupy ciuchów wysypanych z jej jeżdżącej walizki.
- No właśnie, może go zębami drapałaś? Faceci tego nie lubią... pamiętam takiego jednego pana...
- Chyba mam w buzi zęby?! I to wszystkie! - wykipiała młodsza z blondynek wracając z łazienki.
- Po pierwsze może i noszę protezę, ale tylko na dolne! - Janinę ubodła złośliwość córki - A po drugie, jak mu robiłam, to tryskał aż pod sufit! Chyba mu się podobało bo wciąż mi mówił... mniejsza o to co mówił, no sapał jak parowóz!
- Po pierwsze... - tym razem Anka świetnie naśladowała powiedzonko matki - chyba to ja jestem lepszą kochanką, a po drugie nie kłam, bo Roman nie tryska, tylko wylewa morze spermy. Ot co! - gwałtownie obróciła się od matki stając bokiem.
Starsza z kobiet spojrzała na obrażoną córkę. Anka robiła swój obrażony dzióbek, czyli chyba już niemodną buzię w ciup. Matka nie wiedziała dlaczego do tej pory ten głupi dziecięcy grymas wciąż na nią działał.
Wstała z podłogi i podeszła do pierworodnej. Objęła ją. Córka nie protestowała.
- Już dobrze... - pogłaskała ją po jasnych jak len włosach - pewnie, że Romek woli ciebie... - tłumaczyła jak dziecku wciąż ją tuląc - Chłopcy w tym wieku potrzebują urozmaicenia. Lepiej, żebym tym urozmaiceniem była ja, niż żeby miał cię zdradzać. On wciąż jest twój.
- Urozmaicenia... urozmaicenia... - Anka powtarzała cicho łkając mamie w ramię - czy ty masz trzy cycki, że ciebie woli?
- Oj nie grymaś. Chłopak tryskał na lewo i prawo, to i głupoty wygadywał. Wcale mnie nie woli.
- O właśnie! - Anka w jednej chwili zmieniła nastrój - mówiłaś, że tryskał?
Janina, podniosła z podłogi swoją kupkę z białym praniem i tym razem ona idąc do łazienki mówiła lekko podnosząc głos:
- Tryska jak fontanna pod Pałacem Kultury! Gdy mu robiłam dobrze w windzie, to chlapał po ścianach...
Janina już myślała, że nie ma mowy aby całe ich białe pranie weszło w jedną pralkę i dodała:
- Jeszcze ze dwa dni będziemy prały po tym urlopie!
Ankę jednak mało interesowało pranie:
- To ty mu lizałaś w windzie? Nie wstydziłaś się?!
- Nie lizałam, tylko ręką, ten tego... no wiesz!
- Konia mu waliłaś w windzie? Nie wstydziłaś się, że ktoś wejdzie? Fu! Jesteście obrzydliwi! - wydęła pogardliwie wargi i znów się obróciła bokiem do matki.
Tym razem Janina nie zareagowała na opracowany numer córki.
- Po pierwsze, to nie bałam się, że ktoś wejdzie, bo zasłaniałam go sobą, a po drugie, to on tylko wysuwał swojego przez nogawkę szortów, a ja go brałam w rękę. Zaraz było po wszystkim! - zniżyła głos akcentując słowo "wszystkim".
Janina mówiła o tym spokojnie jak o wyrabianiu ciasta. Sortowała przy tym pozostałe ubrania.
- Zaraz, zaraz - Ankę jakby coś tknęło - czyli gdy razem zjeżdżaliśmy windą do restauracji hotelowej... Och ty! - rzuciła się na kucającą matkę, bijąc po dziecięcemu piąstkami po ramionach.
- Chyba "och wy"?! - Janina niemalże przewróciła się siedząc w kucki i zasłaniając ramieniem przed córką - przecież sama tego nie robiłam! Prawda?
Anka nie odpuszczała. Sama nie wiedziała, czy wściekać się na matkę, czy się śmiać razem z nią. Wciąż udając, że tłucze matkę pięściami krzyczała:
- To dlatego ten skunks zawsze w windzie stał za tobą! Ja stałam z boku, a ty mu konia waliłaś? Oszuści! Erotomani! Robiliście to również przy ludziach?
- Po pierwsze przy ludziach jest bardziej odjazdowo, a po drugie wcale nie jesteśmy erotomani, tylko po prostu... lubimy sex.
- To co? Ja to może nie lubię? Przecież mu dawałam kiedy tylko chce! - Anka znów uderzyła w żałosny ton - A on nadal szukał wrażeń! Mężczyźni to świnie! Mężczyźni to świńskie świnie!
Z rozmachem siadła na wersalce zostawiając bałagan samemu sobie. Ukryła twarz w dłoniach. Chyba chciała, aby matka znów ją objęła. Matka jednak ze spokojem ogarniała swoje rzeczy gadając ni to sama do siebie, ni to do córki:
- Świnie, nie świnie... Przyzwyczaj się, że chłopy pół czasu myślą o seksie. Wetknęliby chuja samemu diabłowi w dupę aby sobie ulżyć, a ty się dziwisz... Nie dziw się.
Anka znów przedrzeźniała matkę:
- Po pierwsze to nie wyrażaj się, a po drugie... Zaraz, zaraz... - znów ją coś tknęło - "Diabłowi w dupę" powiadasz? W dupę się dałaś wypieprzyć? Jak mogłaś?! To ja... - głos jej uwiązł w gardle.
Matka zaś ze stoickim spokojem zebrała ostanie rzeczy z podłogi i znów idąc do łazienki mówiła:
- Ktoś musiał dać! Cóż w tym złego? Romek ma małego, nie wiadomo kiedy mi się wśliznął, ojcu bym w życiu nie dała.
Anka się ożywiła:
- No właśnie, kiedy powiesz ojcu?
W łazience ucichło. Zamarł ruch. Anka zdążyła się wystraszyć. Chyba przeholowała. Matka powoli wyszła z kibelka ze zmienioną twarzą.
- Nigdy, przenigdy, nie puścisz pary ojcu! Jasne?
Dziewczyna patrzyła na przemianę matki z przestrachem. Matka jednak nie skończyła:
- To co się dzieje na wyjazdach, tam zostaje! Zrozumiano? - zrobiła kilka kroków w stronę córki patrząc jej natarczywie prosto w oczy - Zrozumiano?! - krzyczała tuż przed nosem córki
Anka pospiesznie przytakiwała, zapewniając, że to taki niewinny żarcik, i że wszystko o czym mówią i będą mówić, zawsze pozostanie ich słodką tajemnicą. Matka obróciła się na pięcie i wolnym krokiem wróciła do łazienki. Po chwili rozległo się szklane postukiwanie kosmetyków ustawianych z powrotem z walizki na półeczce w szafce. Anka odetchnęła z ulgą. Wiedziała, że z matką nie przelewki. Całe szczęście, że już udobruchana. Jakby na potwierdzenie jej słów z kibelka doleciało pojednawcze:
- A ty kiedyś próbowałaś w pupkę?
- Nigdy! I nie spróbuję! - była stanowcza.
- Dobra, ja jestem rozpakowana. Pijesz herbatę? - tym razem głos Janiny doleciał z kuchni.